RODZICE WYSYŁAJĄ DZIECI DO PIWNICY PO ZIEMNIAKI...
POST NA FORUM:
Pamiętam pierwszą taką wyprawę, trwała z pół godziny, a do domu przyniosłem
trzy ziemniaki (dla mamy, taty i siebie)
FORUM SIĘGA W GŁĄB PAMIĘCI:
***Dziecko idzie do ciotki po umówiony schab, a przynosi sadło (era braku nawet
zwykłych telefonów). Nie pytajcie jak to zrobiłem. :D
***Ja się absolutnie nie dawałam wysłać do piwnicy. Darłam się, że tam
straszy i żądałam aby ktoś poszedł ze mną. Wobec absurdalnosci
takiego wyjścia do piwnicy chodził mój brat, sam.
***Ja do piwnicy też nie, ale kiedyś mama wysłała mnie po ocet. Sklep
był całkiem blisko, ale i tak zapomniałam co miałam kupic. Wróciłam
na podwórko i krzyknęłam: mamo!!! Gdy mama ukazała sie w oknie (III
piętro) krzyknęłam: Co mam kupić ocet, czy spirytus?
***:D Ja do dzisiaj nie chodzę do piwnicy sama :DD Ale bardziej ze względu na to,
że mogłabym jakiegoś szczura spotkać...
BTW ostatnio to była żaba
***Brzydziłam się pająków i stonóg, więc ziemniaki nabierałam wbijając w nie długi nóż (nie wiem co on robił w piwnicy) i zawsze przynosiłam takie dziurawe, czasem nawet na wylot.
***Mnie wysłano do kwiaciarni po kwiaty na imieniny mamy. Dali mi banknot 5000 zł (z Chopinem). Efekt? Wydane mnóstwo kasy, bo widać wydawało mi się mało (do wydania) - bukiety, pojedyncze kwiaty. Ofiarodawca miał niewyraźną minę, kiedy przyszłam z resztą i kwiatami :D:D:D